marcins marcins
611
BLOG

Niemiecka masakra piłką futbolową*

marcins marcins Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Nie wiem dlaczego, ale sądząc po wczorajszych tweetach, wyciągnąłem wniosek, że nikt nie kibicował Niemcom. Pomyślałem, że to pewnie zaszłości historyczne, wynikające z naszej trudnej historii. Może i tak. Jeśli jednak przez taki pryzmat patrzymy na współczesnych piłkarzy, to warto pamiętać, że byli Niemcy i „Niemcy”. Mojej żony babcia opowiadała kiedyś, że w jej wsi stacjonowali Niemcy i nikt ich się aż tak nie bał jak sowieckiej dziczy, która po nich przyszła. Może i ci ludzie nie znoszący Niemców mieli rację co do swych antypatii, ale jedno muszą przyznać: zdanie Gary’ego Linekera o piłce nożnej wczoraj zyskało swoje bardzo mocne potwierdzenie.

Napisać, że wczoraj Brazylia (nie napiszę „drużyna Brazylii”, bo drużyny to tam nie było) nie istniała to tak jakby nie napisać nic. Bramka Oskara (chyba jedynego brazylijskiego profesjonalisty na boisku) była chyba tylko po to, żeby nieco zmniejszyć rozmiar blamażu, może żeby nie porównywano Brazylii AD 2014 z drużyną Haiti w 1974 r., która przegrała z Polską 0:7. Nigdy w historii Brazylia nie straciła siedmiu bramek w jednym meczu, a ostatni raz Brazylijczycy stracili więcej niż 4 gole w 1938, kiedy to wygrała z Polską 6:5 (dla Polski 5 bramek strzelił Ernest Wilimowski który grał zarówno dla reprezentacji Polski jak i Niemiec (piszę, że pięć, choć w rzeczywistości strzelił ich cztery, a piąta została strzelona przez Fryderyka Scherfke z rzutu karnego po faulu na Wilimowskim – dla upartych niech będzie, że Wilimowski strzelił 4 bramki i miał asystę J). Mogą się więc Brazylijczycy pocieszać, że – jeśli ktoś w reprezentacji Brazylii zna historię – znów Niemiec strzela im więcej niż 4 bramki na mecz, a następne takie „lanie” będzie za 76 lat.

Szczerze mówiąc, spodziewałem się innego wyniku. Półfinał to cztery najlepsze drużyny turnieju, więc wynik powinien być raczej stykowy, a o wyniku końcowym mogą decydować nawet rzuty karne. Tymczasem Niemcy wczoraj dali solidną lekcję przede wszystkim… polskim trenerom. W podstawowym reprezentacji Niemiec wystąpiło bowiem 9 obecnych lub byłych graczy Bayernu Monachium (red. S. Szczepłek powiedział coś w stylu, że gra Bayern przebrany w stroje Flamengo), a więc zawodników, którzy się dobrze znają, a więc znają także swoje zachowania boiskowe. Dlaczego piszę, że to jest nauczka dla polskich trenerów? Ano dlatego, że Polska Myśl Szkoleniowa bazuje nie na sprawdzonych wzorcach, ale ciągle na „ić-iach” i nie chodzi tu tylko o sprowadzanie piłkarskiego szrotu z Bałkanów, ale także na myśli bałkańskiego taktyka Bele Wybić!. Kiedy obserwuję grę polskich drużyn to, bazuje ona na schemacie: „strzelamy bramkę i cofamy się”. Rzadko kiedy polskie drużyny idą za ciosem i strzelają kolejne bramki. W ubiegłym sezonie naliczyłem „aż” trzy mecze, gdzie piłkarzom chciało się grać:

·        Jagiellonia – Ruch 6:0

·        Pogoń - Lech 5:1

·        Cracovia – Piast 1:5

Dlaczego więc piłkarzom w polskiej ekstraklasie nie chce się grać? Moim zdaniem wynika to z kilku powodów. Po pierwsze, są to zawodnicy przepłaceni. W klubach wciąż liczą się „kontrakty” a nie wyniki i z nich wynikające płace piłkarzy. Tu nadal obowiązuje zasada: „czy się stoi, czy się leży”. Druga rzecz, to oderwanie piłkarzy od klubów, w których grają. Są to często ludzie zupełnie niezwiązani z klubem, tacy ciągle zmieniający kluby, nieprzywiązani do barw, herbu i tradycji klubu – ot „dziś jestem tu, a jutro będę gdzie indziej” Tu dotykamy problemu obcokrajowców. Na wszelkie możliwe sposoby usiłowałem – wzorem Joachima Löwa w meczu z Polską – zestawić osiemnastkę piłkarzy z ligi polskiej, którzy osiągnęli by remis z reprezentacją Niemiec właśnie złożonej z ligowców. Niestety, problem pojawił się już na bramce. Dalej było tylko gorzej. Tymczasem naszych polskich chłopaków z większych lub mniejszych szkółek zastępują zawodnicy, o których można powiedzieć tylko tyle, jak się nazywają. Ilu dobrych obcokrajowców jesteś w stanie wymienić P.T. Czytelniku tego tekstu, którzy wnieśli jakość do polskiej ekstraklasy? Vasconselos, Goulon, Radović, Paixao, Kuciak, może Ntibazonkiza, Balaj, Visniakovs (do czasu)? Ilu takich jest jeszcze? A co wnieśli do polskiej ligi Rajalakso, Sa, Helio Pinto, Antolović, Perovuo? Ktoś może powiedzieć, że w niemieckiej reprezentacji występują Khedira, Özil, Boateng, Podolski czy Klose. Są to jednak ludzie albo już urodzeni w Niemczech, albo wychowani w duchu niemieckim, a więc są to tacy ludzie, którzy w pewien sposób już od urodzenia są Niemcami, w przeciwieństwie do naszych „farbowanych lisów”, którzy o swojej polskości przypomnieli sobie dopiero wtedy, kiedy pojawiła się szansa na grę na dużej imprezie piłkarskiej.

W lidze niemieckiej (i nie tylko) jeśli występuje obcokrajowiec, to swoją postawą na boisku wnosi tyle, ile jest w stanie wnieść. Jeśli nie daje spodziewanej jakości, po prostu czeka go rozstanie z klubem. I dlatego coraz częściej do naszej rodzimej ligi powracają zawodnicy, którzy oprócz wpisania do CV nazwy jakiegoś zachodniego klubu, niczym specjalnie się tam nie wyróżnili. Jaki jest tego skutek? Słaba liga, a co za tym idzie również słaba reprezentacja. Nikt nie jest w stanie wmówić mi, że zawodnicy lig zagranicznych w ciągu kilku dni w roku są w stanie „zrobić” drużynę. Filar reprezentacji Niemiec stanowią (obecni lub byli) piłkarze Bayernu plus trzech – czterech zawodników innych klubów niemieckich. Może to jest wzorzec postepowania dla polskich trenerów i działaczy klubowych? Budowanie trzech – czterech silnych klubów, opartych na rodzimych piłkarzach, do których (na poziomie reprezentacji) dochodziliby inni, najlepsi, a nie przypadkowi, jak nieraz już to bywało? Sądząc po dostępnej „liście transferów” przed nadchodzącym sezonem, szansa na to jest nikła.

 

*tytuł zaczerpnięty z jednego z memów, jakie pojawiły się po meczu.

marcins
O mnie marcins

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości